Dlaczego właśnie owiec? Szacuje się, że na Islandii żyje około 900000 owiec, a to oznacza, że na jednego mieszkańca Islandii przypadają prawie 3 owce! Zapraszamy na wspólny trip po krainie lodu i ognia.
Słowem wstępu
Na Islandię udaliśmy się w 2015 roku, więc może nie dysponujemy bardzo aktualną wiedzą, ale dzielimy się z Wami naszymi wspomnieniami. Po tylu latach będzie to nie lada wyzywanie, żeby wrócić w te wszystkie miejsca i je tutaj skatalogować. No więc zaczynamy!
Całą podróż rozpoczęliśmy od odebrania samochodu, który dostarczony został nam przez Icepol, islandzką firmę prowadzoną przez Polaków, która wypożycza samochody.
Następnie ruszyliśmy na południowy-wschód wyspy. Plan był prosty: objechać wyspę dookoła, podziwiać ładne widoczki, gotować na wolnym powietrzu, spać w namiocie i zobaczyć zorzę (przynajmniej raz). Warto tutaj też wspomnieć, że naszą podróż odbyliśmy się na przełomie sierpnia i września, a spędziliśmy tutaj około tygodnia.
Geysir
To nazwa całego obszaru jak i gejzeru, od którego wzięła się nazwa „gejzer”. Niestety jest już nieczynny, ale za to jego kolega Strokkur ma się dobrze i wyrzuca wodę co 5-10 minut na wysokość około 30 metrów.
Blue Lagoon
Czyli geotermalne luksusy, z których Islandia słynie na całym świecie. My byliśmy wtedy biednymi studenciakami i jak tylko zobaczyliśmy cenę wejścia na teren to postanowiliśmy, że zrobimy sobie sesje zdjęciową na zewnątrz i pojedziemy dalej.
Seljavallalaug
Jest to darmowa alternatywa dla Blue Lagoon. Może nie tak czysto i nie tak błękitno, ale klimat jest niezapomniany. Trafiliśmy tu zupełnie przez przypadek i woda była tak przyjemna, że trudno było nam opuścić te miejsce.
Wrak samolotu na plaży w Sólheimasandur
To jedno z najbardziej popularnych miejsc na Islandii, które koniecznie trzeba zobaczyć. Wrak leży na plaży od 1973 roku i na szczęście nikt nie zginął podczas awaryjnego lądowania.
Park Narodowy Vatnajökull
Zwiedzanie parku rozpoczęliśmy od jeziora Jökulsárlón i lodowca Vatnajökull. Moglibyśmy tak stać godzinami i patrzeć na biało-niebieskie odcienie lodowca. A bryły lodu pływające w wodzie mają w sobie coś hipnotyzującego.
Szlak na Skaftafellsjökull
Skaftafellsjökull to kolejny lodowiec, do którego można sobie zrobić przyjemny 1-1.5 godzinny spacer. Czoło lodowca robi wielkie wrażenie, jak z resztą wszystko na Islandii.
Wodospady
Na Islandii jest ponad 10 000 wodospadów. Tutaj prezentujemy te, które udało się nam zobaczyć. Jedne bardziej znane, drugiej mniej, ale każdy szczególny na swój sposób, jak płatek śniegu. Jak widzicie, Islandia to nie tylko wyspa owiec, ale też wodospadów.
Gullfoss
Seljalandsfoss
Skógafoss
Goðafoss
Dettifoss
Hengifoss
Po drodze mijaliśmy też inne wodospady, które trudno jest nam skatalogować. Ale jeżeli poznajecie jakiś z nich to dajcie nam koniecznie znać w komentarzu!
Obszar geotermiczny Hverir
Miejsce, w którym wszystko gotuje się pod stopami, a powietrze przesiąknięte jest zapachem zgniłych jajek.
Krater Stóra-Víti
Krater wulkaniczny, którego nazwę tłumaczy się jako „duże piekło”. Niedaleko krateru znajduje się elektrownia geotermiczna.
Farma z jacuzzi
Nie powiem Wam, gdzie jest dokładna lokalizacja tego miejsca, bo ani tego nie zapisaliśmy, ani zwyczajnie nie pamiętamy. Mogę jednak powiedzieć, że takich miejsc na Islandii jest dużo. Nam ta szczególna farma zapadła w pamięci najbardziej, bo to właśnie tutaj zobaczyliśmy zorzę polarną. Ba! Mieliśmy okazję podziwiać ten piękny spektakl z poziomu jacuzzi.
W tym miejscu doznaliśmy też pierwszego zderzenia z kulturą skandynawską. Przyjechaliśmy na tę farmę przez przypadek i byliśmy tam sami. Na wstępie poszliśmy się spytać właścicielki czy możemy przenocować na polu namiotowym, a ta bez wahania wyciągnęła terminal płatniczy spod pazuchy. Teraz, po kilku miesiącach mieszkania w Norwegii i kilku latach mieszkania w Szwecji, taki widok by mnie już nie zdziwił.
Wieloryby w Husavik
W Husavik zobaczyliśmy wieloryby, a w zasadzie to fragmenty ich ogonów, grzbietów i buchające z znad powierzchni wody fontanny. Patrząc na to z perspektywy czasu, nie powtórzylibyśmy tego elementu naszego tripu. Wypływanie wycieczkowym statkiem na terytorium wielorybów to wkraczanie na teren. Zwłaszcza, że łódek było kilka i łodzie motorowe wręcz goniły wieloryby. Teraz jesteśmy zdania, że każda taka ingerencja, nawet z pozoru niewinna, jest zupełnie niepotrzebna. Niech one sobie spokojnie żyją na wodzie, a my na lądzie. I tu postawimy kropkę.
Dimmuborgir (isl. ciemne miasto)
Nazwa na pierwszy rzut oka kojarzy się z zespołem Black metalowym, ale to nic innego jako formacje lawowe powstałe po erupcji wulkanu. No i dowód na to, że natura potrafi tworzyć spektakularne kształty.
Laufskálavarða
Kolejne formacje skalne, które powstały z zastygniętej lawy. Znajdują się na południu Islandii, pomiędzy rzekami Hólmsá i Skálmá.
Czarna plaża Reynisfjara
Góra Kirkjufell, Grundarfjörður
Ten bardzo znany punkt w Islandii przemknął nam tylko przed oczami. Narzuciliśmy sobie całkiem szybkie tempo, stąd też zrezygnowaliśmy z niektórych atrakcji. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że mogliśmy się zatrzymać tu na dłużej.
Most pomiędzy kontynentami
Most pomiędzy płytami tektonicznymi, który znajduje się w Sandvík. Styka się tutaj płyta eurazjatycka z płytą północnoamerykańską. Miejsce, w którym można wejść na teren Ameryki bez wizy. Z resztą teraz to już bez znaczenia.
Nocleg w Akranes
Zbliżamy się już do końca naszej przygody. Ostatni nocleg zafundowaliśmy sobie w małym portowym miasteczku Akranes, niedaleko Reykjavíku. Tej nocy cholernie wiało, myśleliśmy, że wyrwie nam w końcu namiot i ciśnie do oceanu. Tak się nie stało, ale my po nieprzespanej nocy uciekliśmy nad ranem do samochodu, żeby chociaż na chwilę się zdrzemnąć i zaznać spokoju.
Ostatni przystanek: Reykjavík
W ostatni dzień zatrzymaliśmy się na chwilę w Reykjavíku, żeby chociaż trochę zwiedzić stolicę Islandii. Zrobiliśmy sobie spacer po centrum, którego charakterystycznym punktem jest kościół Hallgrímskirkja.
Na końcu zjedliśmy hot doga w Baejarins beztu pylsur. Miejsce znane jest z tego, że odwiedził je Bill Clinton i James Hetfield (Metallica).
To już koniec! (no prawie)
Nasz plan objechania wyspy w tydzień był ambitny i trochę się goniliśmy, ale to uczyniliśmy. Martwiliśmy się, że będzie problem z codziennym myciem się. Nic bardziej mylnego! Codziennie braliśmy ciepły prysznic. Jednym razem za darmo, a innym razem za niewielką opłatą. Odwiedziliśmy trochę więcej miejsc niż te, które tutaj wymieniliśmy. Nie wszystkie sfotografowałem i nie wszystkie też potrafiłem znaleźć i zapamiętać. Na niektórych zdjęcia możecie zobaczyć szum lub też jakość nie jest taka jak być powinna. Przyznam się, że wtedy jeszcze nie przejmowałem się zdjęciami i cykałem foty jak popadnie. No i sprzęt też nie był taki jak dzisiaj. Ale mam nadzieję, że chociaż trochę pokazałem Ci piękno Islandii i zainspirowałem do podróży w te niesamowite miejsca. Islandia była naszym drugim wspólnym tripem, który bardzo zapadł nam w pamięci, jako epicka przygoda, którą musimy jeszcze kiedyś powtórzyć.
Hakarl
Jeszcze jedno… pojechać na Islandię i nie skosztować hakarlu to wielki grzech. Dlatego my go nie popełniliśmy i postanowiliśmy, że ten kto przegra w remika „bende go zjad”. Hakarl to sfermentowane mięso rekina, które przygotowuje się w ten sposób, ponieważ w postaci surowej zawiera trujące związki. Hakarl to prosty sposób na to aby dowiedzieć się jaki zapach ma amoniak…